Kiedy przyjechałam na wieś miałam dokładnie rozpisane co należy zrobić. Pisałam w zeszycie według kolejności pomieszczeń albo osobno na kartkach opisując efekt, który chcę osiągnąć. Pisałam szczegółowo i ogólnie, pytałam z opisami w ręce i decydowałam co i jak ma wyglądać. Idąc do sklepu budowlanego miałam osobne kartki, z tym co należy kupić. Byłam zorganizowana, profesjonalna i pewna siebie.
Każda kolejna ekipa remontowa patrzyła na stawiane im wymagania i zaczynało się.
– Nie no, tego to pani tak nie zrobimy, jakbyśmy mieli więcej czasu, ale tak na szybko to się nie da. Ale wie pani, to się da zrobić na szybko, tak żeby było dobrze, a po co pani tak na teraz robić aż tak porządnie? Kiedyś to sobie pani zrobi tak jak pani chce, jak czas będzie i kasa, a teraz to my to tak zrobimy, żeby było dobrze. Zobaczy pani, tak też się da.
Jeśli usłyszysz taki tekst – uciekaj. Wszystko, absolutnie wszystko co zrobili mi na szybko, na teraz, na „bele co i bele jak…” Wszystko to zostało do dzisiaj. Nie ze złej woli. Ale jak chcesz poprawić cokolwiek i dzwonisz po ekipę to słyszysz jedną z trzech wymówek:
- Tego się w jedną osobę nie zrobi, a całą ekipą do jednej rzeczy to się pani nie opłaca (i tutaj padają kwoty jak z kosmosu, żeby odstraszyć, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie dawałby takich kwot).
- Nie no ja to pani zrobię, ale nie teraz. Teraz to ja mam duże zlecenie, jak się pani uzbiera takich poprawek na kilka dni pracy, to wtedy niech pani dzwoni. (czyli nigdy bo zasadniczo poprawki nie trwają kilku dni).
- E tego to się zrobić nie da, jakby od początku było dobrze zrobione, ale teraz to się zwyczajnie nie da. Oczywiście jeśli pani chce od początku to robić, ale to już za inną stawkę, bo to nie poprawki tylko robota od zera.
Teksty w stylu „a po co to pani, przecież wszystko działa, źle jest? „ albo „nie no dobrze chłopaki zrobili, to właśnie tak się robi jak pani zrobili to po co poprawiać” powodują że czujesz mega zniechęcenie do przedłużania remontu.
Opowiem wam historię pewnego potykacza. Otóż na środku przejścia pomiędzy dużym pokojem, a biurem i łazienką – czyli w miejscu gdzie cały czas ktoś chodzi, w poprzek została położona rurka. Tak tak, niewielka rurka o średnicy ok 7cm ale położona na podłodze ot tak, luzem. Nikt mi o niej nic nie mówił, robotnicy robiący ogrzewanie kładli kolejne rurki, a tą ot tak zostawili. Dopiero kiedy sama się na niej potknęłam zobaczyłam że tam leży. Pytam po co ona. Czemu tu leży i czy to na stałe. Okazało się, że na stałe i że będzie leciała nią gorąca woda z pieca do kaloryferu w łazience i inaczej się nie da. No super. Po godzinie dyskusji, że przecież człowiek się może zabić na niej, że rurka miedziana jak ktoś nadepnie to może wygnieść, że niebezpiecznie bo jak się uszkodzi to zaleje wszystko gorąca woda… Z niechęcią zgodzili się panowie robonicy, że trza coś z tym zrobić.
Stali nad rurką i myśleli. Górą się nie da bo wie pani, grawitacja, zasady obiegu wody, no nie da się i już, poza tym miałaby pani rurkę na ścianie to też nieładnie. Sugeruję panom żeby wyciąć podłogę i wstawić w wycięty otwór rurkę. Tego też się nie da, bo nie ma wyrzynarki do betonu, a podłoga na betonie, bo wyjdzie nierówno, no nie da się. Byłam już bliska załamania, mówię że w takim razie jutro dokończą, nie da się bo jutro to oni mają drugą pracę, a tutaj listopad i zimno, jak chcę mieć ciepło to dziś albo na wiosnę. A rurka leży jak leżała. Całkiem na wierzchu.
Zaczyna mi brakować pomysłów. Może wyciąć tylko deski i wsadzić tą rurkę, panowie niechętnie powiedzieli że spróbują. Zrobili rowek wsadzili rurkę ale okazało się że podłoga miała 5cm a rurka 7 i wystaje, niewiele bo tylko 2 cm ale jednak. No siąść i płakać. Załamana nie wiem co dalej na co Pan robotnik mówi jakby odkrył Amerykę.
– listwą przypodłogową pani zamaskuje.
No i faktycznie, znaleźli na pace jakieś listwy, położyli sklepali, żeby zaokrąglić na te 2 cm, przywalili śruby, żeby nie odpadło i zostawili. Nadal wystawało ale już wystawała nie rurka a półokrągła listwa.
To było dokładnie 10 lat temu – listwa z progiem na 3 cm (bo należy doliczyć grubość listwy) stanowi potykacz na drodze od 10 lat. W sumie już mi nie przeszkadza, przyzwyczaiłam się że wszystko w domu jest nie kiepskie byle jakie i trzeba uważać.
Ale gdybym od razu dopięła zrobienia tego dobrze dziś nie byłoby takiego problemu. Aż niewiarygodne że w XXI wieku potykam się o własną podłogę w domu od 10 lat.