Piwnica?!? ….Niepodpiwniczenie….

     Kilka dni po przeprowadzce, gdy deszcz ciągle padał i padał na moje ciuchy upchnięte na tarasie … przypomniałam sobie o piwnicy. Najpierw zgodnie z logiką zaczęłam szukać zejścia do piwnicy w domku. Pomyślałam, że może klapa jakaś w podłodze, albo jakieś małe drzwiczki. Ale jak Kubuś Puchatek, im dłużej szukałam, tym bardziej piwnicy nie było. Przypomniałam sobie te drzwi na zewnątrz i wyszłam w klapkach, pelerynie i z pękiem kluczy od domku w ręce na zewnątrz w ulewny deszcz. Pamiętałam uroczą betonową ścieżkę wzdłuż tarasu opadającą w stronę ogrodu i porośniętą ślicznym mchem. Ta sama ścieżka była teraz niewielkim potoczkiem, którym płynęła wartko woda z całej chyba górki, szłam trzymając się niepewnie podłogi tarasu, stawiałam ostrożnie kroki, ale jednak udało mi się nadepnąć na mech i wywróciłam się z impetem. Potem było jak w filmach, zjechałam na czterech literach aż pod ogromny modrzew. Byłam praktycznie pod drzwiami piwnicy.

     Nie pamiętałam wnętrza piwnicy, nic dziwnego. Nikt mi jej nie pokazał. Drzwi nie chciały się otworzyć, byłam mokra, zmarznięta, a zamek w drzwiach stawiał opór jakby nigdy nikt go nie otwierał. Dwie godziny później, gdy zamkiem zajęło się w sumie trzech kolegów starszego syna, dotarłam do wnętrza piwnicy i tutaj szok. Pomieszczenie miało owszem okno i drzwi, ale wewnątrz miało wymiary 2 x 6 m. Było puste i dzięki temu od razu zobaczyłam grzyb, zacieki na ścianach i kompletnie mokrą posadzkę. Woda lała się po ścianach i z sufitu, a wszędzie łaziły czarne ogromne pająki.

     W ułamkach sekund zrozumiałam – piwnica może i jest, ale dom nie jest podpiwniczony. To tylko zaniedbany składzik na pająki.

     Sens tego odkrycia dotarł do mnie pierwszej zimy. Dom bez podpiwniczenia stoi bezpośrednio na betonowej ławie wylanej wprost na gruncie, jak grunt ciepły – w domku ciepło, jak zimny – w domku natychmiast ciągnie od podłogi. Jak grunt zamarznie – domek traci przez całą powierzchnię podłogi swoje ciepło. Druga konsekwencja piwnicy, która nie jest podpiwniczeniem, to termika tego pomieszczenia. Z grzybem poradziłam sobie otwierając na stałe okno. Nawet jeśli woda lała się po ścianach, bardzo szybko wysychała, gdy tylko przestawało padać. Niestety okno było na południe i w owym piwnico/składziku ciepło było dokładnie tak samo jak na zewnątrz (a może i bardziej?) Zimą natomiast otwarte okno powodowało, iż wewnątrz pomieszczenia temperatura była ujemna tak samo jak na zewnątrz. Z powodu wody płynącej po ścianach przechowywanie tam narzędzi mijało się z celem. Natomiast z powodu temperatury przechowywanie tam jarzyn było niemożliwe… Tak więc piwnica jest i w sumie jej nie ma.

     A taka byłam zachwycona stojąc przed jej drzwiami z panią pośrednik… Notabene, gdy opowiedziałam to ledwie poznanej sklepowej, ta od razu, w połowie opowieści podsumowała: No tak, czyli nic nie przechowasz, nic nie zeskładujesz, to po cholerę oni ja tak wybudowali, nie lepiej było zrobić ziemiankę? No, ale budował to pan z miasta, pewnie pojęcia nie miał, co to ziemianka. Wybudował co umiał, a potem w ogłoszenie twardo wpisał – piwnica jest. Miastowy.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *