Natura nieokiełznana 😉

Mało kto z miastowych wie, ale natura to pole walki. Agresywni wygrywają. Ekspansja dotyczy nie tylko roślin, ale i zwierząt znaczy flory i fauny … a człowiek niekoniecznie jest tutaj najsilniejszym drapieżnikiem.

Przeprowadzając się na wieś myślałam o ptaszkach na gałązkach, ogródku pełnym kwiatków i ziół. Byłam pewna ze chwasty się wyrywa i z głowy. Ale nigdy bym nie wpadła na to, że rośliny mają swoje strefy wpływów i potrafią same zaprojektować mój ogród. Ale od początku.

Na początku kupiłam łopatę, przekopaliśmy spory kawałek, w słońcu, ale nie za ostrym, nie za duży taki na początek i wtedy okazało się, że nie mam ziemi. Tak, tak, każdy widział już pewnie foty – domek w zieleni to jak nie ma ziemi? Otóż niema. Po wyrwaniu chwastów i wbiciu łopaty naszym oczom ukazała się najprawdziwsza glina. A glina to nie ziemia (wpis dla miastowych). Glina nie wyhoduje niczego. Brak jej substancji odżywczych. Z tej gliny powstał piec kuchenny – bo już 7cm pod powierzchnią gleby mamy tutaj idealny materiał budowlany. Więc pierwszym zakupem była ziemia. Już po tygodniu miałam cudowny perz wychodzący spod ziemi – jednak okazało się, że nic nie rośnie w glinie – poza korzeniami perzu, które nawet do metra głęboko się chowają, by potem urosnąć nagle i niespodziewanie. Wyrywanie perzu skończyło się uszkodzeniem nowych kiełkujących roślinek… wiec zabawa od początku. Znowu kopanie, tym razem dużo głębiej, znowu ziemia i sianie … czekamy.

Dla mnie – dziewczyny z miasta czekanie oznacza, że natychmiast zajmuję się innymi tematami, jak sobie o ogródku przypomniałam znowu zobaczyłam perz i zero kwiatków. Tym razem perz „przeszedł” że tak powiem górą, wypuścił wąsy i ukorzenił się od góry ….

Nie poddawałam się. Grządkę przeniosłam tak żeby widzieć ją z okna (nie zapomnieć o niej jak o poprzedniej i na czas wyrwać chwasty). posadziłam sadzonki, bo na sianie było już za późno, a wtedy okazało się, że roślinki niemal natychmiast zmarniały. Ani lawenda, ani wymarzona maciejka, ani nawet rozmaryn… nic nie urosło a wszystko zaczęło znikać w oczach. Wpadła z odwiedzinami sąsiadka patrzy na moje zdechłe roślinki i mówi: „a co to za pomysł pod sosną kwiaty sadzić, to nic z tego nie będzie.” Pod sosną? Do sosny było z 50m – ale fakt, nie przewidziałam, że korzenie, że igły, że gleba kwaśna….

No to nie mam kwiatków – sosny nie usunę, chwasty rosną w najlepsze … ale już wiem jak należałoby to zrobić, a to najważniejsze. Może kiedyś jeszcze wrócę do tematu, usunę glinę, nawiozę ziemię, daleko od drzew iglastych, spryskam chemią chwasty i będę pilnować nowych roślinek. A na razie obserwuję z okna jak powój walczy z perzem i powiem szczerze nie mam pojęcia który przeciwnik silniejszy. Perz bezwzględnie zabija wszystko na ziemi, ale powój ma jeszcze głębiej korzenie i rośnie pnąc się na krzewy i drzewa. A jak wzrośnie w siłę zajmuje również powierzchnie płaskie – rośnie oplatając perz i zagłuszając jego dostęp do słońca… walka trwa.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *