Musimy się kiedyś kawy razem napić

     Uwielbiam siedzieć w jakiś ładnym wnętrzu, pić kawkę w samotności, albo gadać z kimś że znajomych. W dużym mieście miałam swoje ukochane miejsca, znajomych barmanów, kelnerki,. Czasami puszczało się hasło jestem tu i tu, wpadnij jak znajdziesz chwilkę. Im człowiek był starszy tym dalej było do rynku, ale też powstawały coraz to fajniejsze miejsca na obrzeżach miasta. Ileż to niesamowitych rozmów, jakie wspaniałe wspomnienia. Nawet gdy w domu panował bałagan, ucieczka do knajpki dawała chwilę wytchnienia od domu, pozwalała na organizację imienin czy zwyczajnie spotkań towarzyskich.

     Gdy wyprowadziłam się na wieś już w pierwszym tygodniu dokonałam niesamowitego odkrycia – w mojej nowej rodzinnej miejscowości nie ma porządnej kawiarni. To był szok. Była restauracja wyposażona w stoliki obrusy i niewygodne krzesła oraz stałych bywalców – miłośników wódeczki. Była sala weselna – otwierana jedynie na wesela. Była cukiernia ale już bez stoliczków dla klientów i bez toalety. Słowem kawy napić się nie było gdzie. Latem pojawiały się stoliczki przed cukiernią, ale niestety kawy nie podawano. Służyły raczej do chwili wytchnienia przy jedzeniu lodów z rożka. Moja rozpacz była ogromna. Podpytywałam nowych znajomych – jak to tak. To gdzie spotykają się że znajomymi.

– No ale z jacy znajomymi? Jak chcesz się ze mną kawy napić przyjedź do mnie do domu.

     Czasami widzę jak mijające się samochody zatrzymują się i kierowcy chwilkę rozmawiają zanim pojadą w swoją stronę. Czasem ludzie stoją ot tak przed sklepem i wymieniają się ploteczkami, albo przed mszą na placu kościelnym…

     Nie poddawałam się. W domu u każdego dzieci, psy, liczna rodzina, takie odwiedziny to od razu angażują cały dom. Kawę wypiją się w kuchniach i najczęściej ze szklanek, sypaną, lub rozpuszczalną. Niby fajnie, ale odwiedzając kogoś w domu zawsze mam wrażenie jakbym przeszkadzała. Życie toczy się dalej, nie ma chwili wytchnienia. Nadal tęskniłam za bezosobową kawiarnią. Mijały lata zanim otwarto restauracje jakby żywcem wyjętą z miasta.

     Pamiętam jak pierwszy raz zawiozła mnie tam znajoma mówiąc – Dorotka, to w sam raz dla ciebie, stal, drewno, kawa z pianką, będziesz szczęśliwa. I Byłam.

     Niesamowite stawy, cudowne widoki, nowy budynek pełen okien i prostego wystroju… Całkowicie pusty. Ożywa jedynie w weekendy, lub gdy organizowane są w nich wesela. Na kawę wpadają nieliczni. A kawę piją w ciszy, bo muzyka nie jest elementem wszechobecnym jak w wielkim mieście. Ale najgorsze jest w tym to, że teraz żeby napić się kawy muszę jechać ok 20 min autem… A nie tak jak w wielkim mieście iść kilka minut spacerkiem.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *