Miastowe kalosze w kwiatki

To było na początku mojego mieszkania na wsi. Drugie lato. Niby już mieszkam, ale nadal remont trwał. Przybyła ekipa od szamba Robią, kopią zaangażowani i pełni werwy. Przyjechały zbiorniki do szamba – plastikowe ogromne. Ciężarówka stanęła na parkingu w lesie i nie wiadomo co dalej. Przychodzi do mnie majster z kierowcą i teraz to ja mam ocenić co oni mają robić. Droga wąska, auto nie wjedzie. Nie da się. Rzuciłam wszystko co robiłam, ubrałam się, chcę biec zobaczyć na własne oczy jaki postęp prac, ale od progu słyszę „tylko niech pani kalosze ubierz, bo tam błoto”. No to ubrałam. Śliczne, w kwiatuszki, takie zgrabne i z obcasikiem. Panowie patrzą to na mnie to na te kalosze i śmieją się ewidentnie. Nic to, biegnę na działkę.

Dziura w ziemi jak się patrzy, ale nie mam pojęcia wystarczy czy nie. Wychylam się nad dziurą i nagle straciłam równowagę, lecę na łeb na szyję w dół. Kupa śmiechu. Panowie uskoczyli to ich nawet nie ochlapało, ja cała w błocie, a mój cudowny gumiaczek pękł tak że pół podeszwy odpadło. Łapać to mnie nikt nie chciał, bo i po co. Niech się miastowa też w robotę zaangażuje. Gramolę się z tego dołu (panowie pomogli ale i tak zanosili się że śmiechu), gumiaczek kłapie ja cała w błocie, dziękuję robotnikom i biegnę kłapiąc gumiaczkiem do ciężarówki, a na niej ogromne plastikowe, pojemniki. Na oko zmieszczą się w dole. Ale co ja tam wiem? Pytam ile ważą, czy może przenieść je ręcznie. Panowie śmieją się – nie da rady proszę pani, ciężkie to by Pudziana nie starczyło.

Stoimy – konsternacja. Kierowca nerwowo zerka na zegarek, a ja naprawdę nie wiem co dalej. Noga całkiem mi przemokła, cała jestem w błocie.

– a czemu panowie tego nie przemyśleli, przecież to wy musicie jakoś to dostarczyć do tych dołów.

– my to przemyśleli, a jakże, ale daleko stąd do dołu, a drogą wąska, to ogródki działkowe nie domy, teraz niech pani coś wymyśli.

Stoimy.

Drogą szła kobiecina, taka starszawa, w odwiedziny do jednego z domków na górze. Widać, że ze wsi, nie miastowa. Droga pod górkę to i stanęła koło nas, łapie powietrze, patrzy na mnie, a ja brudna, nie wytrzymała i pyta o co chodzi, co my tak stoimy (mnie znaczy, bo na facetów raczej nie patrzyła). To jej z grzeczności mówię, że dół, że szambo, że ciężkie te zbiorniki w rękach się nie da i daleko do działki, że drogą wąska. Kobiecina patrzy na mnie jak na wariata.

– Pani kochana, toż to okrągłe pojemniki (dokładnie były walcami) to wystarczy zrzucić z naczepy i poturlikać, da się byle powolutku.

Chłopy spojrzeli po sobie i wykonali polecenia starszej pani, a ona pożegnała się i pokuśtykała dalej..

Gdyby nie jej zdrowy rozsądek, pewnie nie miałabym szamba zrobionego. Następnego dnia kupiłam gumiaczki, czarne i bez obcasika, za to z dużo grubszej gumy, ot wiejskie nie miastowe gumiaczki.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *