Na pytanie czy masz kota – każdy w mieście zna odpowiedź. Są zwolennicy kotków i ci którzy kochają psiaki a całkiem sporo jest ludzi, dla których zwierzę w bloku to idiotyzm i trudno im nie przyznać racji. Małe przestrzenie, mieszkańcy całymi dniami są poza domem, wyjazdy na wakacje … jest wiele „przeciw” posiadaniu kota w bloku. Ale jeśli już ktoś kota ma to ma jednocześnie kuwetę, miseczki jedna do wody, druga na suchy pokarm, trzecia na saszetki, ma też zabawki dla kotka i posłania i drapaki. Każdy kotek ma swoje imię, zależne od charakteru lub osoby, która je wybrała.
Na wsi sprawa wygląda inaczej. Jeśli spytasz czy w domu jest kot odpowiedź może nieźle zaskoczyć. Osobiście zaniemówiłam z wrażenia, gdy fajna znajoma ze sklepów i rozmów w kolejkach oświadczyła, „w sumie to nie wiem, czy jest u nas kot.” Zaczęłam przyglądać się domom sąsiadów na wsi. Oto co zobaczyłam.
Koty na wsiach nie wchodzą do domu, no chyba że na chwilkę, dosłownie wpadają i wypadają. Czasami na głaskanie, czasami na lepsze kąski, czasami ot zobaczyć czy w domu jest w porządku… ale nie zostają na dłużej. Ich domem są stajnie, obory, stodoły. Mają tam swoje miseczki, czasem jakiś koc na posłanie i swoją prace zawodową. A zawodowo zajmują się tępieniem szczurów, myszy i wyjątkowo, gdy potrafią – odstraszają lisy. Im wyższa specjalizacja tym lepsza miska, a może i imię? Kot, który zasłuży zaczyna być członkiem rodziny, na równi z psem stróżem. A jeśli się nie wyróżnia pozostaje Kotem, Kicioszkiem, Sierściuchem, Kocurkiem… każdy następny kot ma to samo imię odziedziczone po poprzedniku. Bo rotacja zawodowych kotów jest spora. Najczęściej znikają cichutko po dwóch czasem trzech latach. Jedne giną na drogach pod kołami aut, inne w walce z lisami, jeszcze inne z powodu choroby. Ich życie jest pełne przygód i emocji. Weterani żyją dłużej, ale przez całe swoje życie najczęściej nie są głaskane i niezależnie od tego jak długo żyją są odrobinkę dzikie. Gdy wpadną do domu potrafią narozrabiać, czasem gdzieś nasikają, czasem zbiją doniczkę, potargają firankę i od razu wywalane są z krzykiem. Bo kto widział kota w domu. Nikt się z nimi nie bawi, nie mają zabawek. Miski mają dwie – jedną na wodę drugą na resztki z kuchni. Kto kupowałby karmę kotu? Po co, skoro ma wszystko co zostanie na talerzu i myszy na deser? Gdy w domu jest krowa koty mają też mleczko. Nie byle jakie, ale wprost z dojenia. Brzmi bajkowo? Nie bardzo. Chore nie dają się złapać. Czasami umierają w samotności ukryte za stodołą, by nikt ich nie widział. Nikt ich nie szuka, nie martwi się. Jeśli zabraknie kota weźmie się nowego. Znowu będzie etatowy kiciuś w domu. Stąd owa pani nie wiedziała, czy ma w domu kota czy nie. Nie widziała go od dawna. Może wróci, a może już trzeba szukać zastępcy?
Mieszkam tutaj już 11 lat i nadal w domku mam kuwetę, trzy miseczki i posłania dla kotków. Kacperek – rasowy prawie żbik, uwielbia drzewa i las i polowania na ptaszki. Gwiazdeczka – bezrasowiec trzykolorowy, uwielbia myć się, opalać i polować na myszki. Nie mają kleszczy – bo stosujemy kropelki, leczymy je, gdy są chore, szczepimy. A gdy po lasach rozsypywana jest trutka trzymamy w domu, żeby się nie otruły. Oba nocują w domku, wychodzą tylko gdy słońce i ciepło. Kochają nas tak jak my ich. Pozwalają głaskać się wszędzie, ale co najciekawsze przychodzą, gdy zawołam je po imieniu.
Może mieszkam na wsi, ale nadal mam miastowe koty!!!!