Teraz mieszkam na skraju lasu. Pod moją działką płynie malutki strumyczek, wszędzie krzewy, trawy i drzewa liściaste i iglaste do wyboru. Pięknie No nie? Przez cały rok jest na czym oko zawiesić. A w tych trawach i krzewach, szczególnie nad strumyczkiem, wylęgarnia owadów. Produkcja trwa od ciepłych dni najwcześniejszej wiosny, aż po pierwsze mrozy. Pierwsze lato było bardzo mokre, lało dosłownie dwa miesiące dzień w dzień. Latających owadów prawie nie widziałam. Taras służył za magazyn, kwiatów nie sądziłam, słowem było bezpiecznie. Pierwsza wiosna w domku pokazała prawdziwe oblicze natury. To agresywne i mocno ekspansywne. Świat owadów.
Dosłownie każda szczelina w ścianach, w belkach dachu czy podmurówki może służyć za potencjalne miejsce na gniazdo. Osy budują gniazda nawet w ziemi. Po wezwaniu profesjonalnego tępiciela os okazało się, że nie tylko mamy je na strychu, czy pod dachem, ale też na całej działce. Łącznie usunęliśmy wtedy 12 gniazd – co i tak nie rozwiązało problemu, bo osy znajdowały się również w graniczącym z nami lesie… Osy rasowe, że tak powiem to tylko połowa populacji, reszta to różne mieszanki os i innych owadów. Wszystkie gryzą.
W pierwszych mega ciepłych dnia wiosny odkryłam pszczoły. Hodowane przez sąsiadów okazały się całkiem inne z charakteru niż osy. Pszczoły są sympatyczne, łagodne, praktycznie nie robią żadnych problemów. Dopiero na wsi dotarło do mnie że od dziecka bałam się nie pszczół, a os właśnie. Rozpoznanie ich dopiero teraz stało się banalne. Jak widzisz coś co lata na przyspieszeniu (trochę jak na dopalaczach), jakby szukało zaczepki, to na bank osa. Jak leci spokojnie, wolno, po jednej trasie jakby z celem do osiągnięcia nie zbaczając z drogi – to pszczoła. Osy zdecydowanie mniej interesują się kwiatkami, soczkami, słodyczami. One najchętniej jedzą to co jest sfermentowane, i dlatego też z radością wpadają do butelki z resztką piwa. Pszczoły nigdy tam nie wlecą, ich nie cieszy zapach zgnilizny.
Osy i pszczoły gwarantują pojawienie się kolejnego gościa – szerszeni, bo dla nich są głównym źródłem pokarmu. Szerszenie kochają też padlinę, ale nie pogardzą mniejszymi owadami.
O ile osy gryzą zaatakowane o tyle szerszenie to drapieżniki, same mogą zechcieć zaatakować. Najgorsze co można zrobić to starać się je zabić gazetą, czy łapką na muchy… To się nie uda, a rozwścieczony szerszeń nie odpuści, będzie gonił i atakował, a co gorsze może wrócić z kolegami, bo to towarzyskie stworzonka. Tworzą grupy jak mali gangsterzy. Mają swoje rewiry i stałe godziny przelotów. Jeśli raz o danej porze widzimy szerszenia na bank na drugi dzień zobaczymy go w tym samym miejscu i o tej samej godzinie. Rozpoznanie szerszenia wymaga słuchu. Charakterystyczne brzęczenie w niskich rejestrach – coś na kształt lecącego bombowca – to na bank szerszeń.
Przez ostatnie lata, gdy ktoś mi mówił, ale ci dobrze możesz sobie kawkę wypić w południe na tarasie i grilla zrobić wieczorkiem… Patrzyłam na niego jak na wariata. W południe stado os, osowatych (każda taka hybryda jest gryząca) dosłownie obsiada każdy napój, a szczególnie kawę z mleczkiem. Za to wieczorami zapach mięsa na grill przyciągał pojedyncze szerszenie. Nawet dym z grilla nie był w stanie ich odstraszyć, równo o 20 przylatywały i jeśli było jakieś mięso to zlatywały się kolejne….
Tak to mieszkając na skraju lasu wcale nie było mi blisko do natury… najczęściej kryje się w domku szczelnie opatulona w siatki na owady…