Hallo? Słychać mnie?

Każdy z nas ma znajomych zafascynowanych tym jak kiedyś było. Co chwilkę słyszę – kiedyś to naprawdę było fajnie i świat był taki prostszy i ludzie bardziej życzliwi a i żyło się inaczej. No więc ja nie dalej jak trzy dni temu cofnęłam się w czasie.

Zaczęło się niewinnie, zaspałam. Byłam poumawiana, więc gdy zobaczyłam chrapiącego psa i całkiem jasno za oknem wpadłam w lekką panikę. Przeczucie mnie nie myliło, zamiast 6:00 na zegarku zobaczyłam 10:30. Natychmiast chwyciłam telefon żeby zadzwonić i przeprosić że nie byłam w dwóch miejscach i tutaj kolejne zaskoczenie. Dzwonię, po drugiej stronie słyszę głos rozmówcy ale mnie nie słychać. Pomyślałam – popsuł się telefon. Wykonałam jeszcze dwa połączenia z identycznym skutkiem i zaczęłam pisać smsy. Dopiero po chwili dotarło do mnie – smsy nie przechodzą. Patrzę wnikliwie na telefon a tutaj praktycznie zero zasięgu. No to internet. W telefonie nie działa. Awaria sieci. Syn w pełnej panice – pracuje przez internet, jego pracodawca nawet nie wie czemu syn nie oddał zlecenia. Zaczęło się robić mocno nieciekawie.

– Mamo a kiedyś to jak sobie radziliście? – pytanie z pozoru niewinne uruchamia całą lawinę wspomnień. Ileż to godzin spędziłam na klatkach schodowych czekając na koleżanki? A te karteczki wkładane w drzwi, znało się praktycznie każdy adres. Syn załamany- ja nie wiem, gdzie mieszka mój pracodawca firma zarejestrowana w Wawie ale mój szef to chyba gdzieś bliżej mieszkał, ale nie sprawdzę, nie ma internetu.

Wpadam na szalony pomysł, pakujemy się do autka i jedziemy szukać zasięgu, może padła jakaś lokalna mała antena? Ten pomysł był genialny. Zasięg, internet, GPS wszystko wróciło, gdy tylko odjechaliśmy 1,7km od domu do centrum najbliższej wsi. Telefon oszalał, smsy w stylu – co się stało czemu się nie można dodzwonić, Dorota daj znać, czy żyjesz… Siedzimy z synem w autku i odpisujemy, oddzwaniamy, łapiemy kontakt ….

– W mieście w życiu nie padła tak sieć. – podsumowuje synek. Ma rację. Nie spotkałam się z taką awarią w mieście.

Zdenerwowana żalę się w sklepie do spotkanej sąsiadki, opowiadam jej jaki problem, telefonu nie było, a jeszcze dwa spotkania zawaliłam, a gdyby trzeba było pogotowie wzywać to dopiero by była tragedia… a ona mi na to

– eee, to nic się nie stało, przynajmniej miała pani spokój do południa. Jeszcze się napracujecie, jak naprawią awarię. Tutaj to często tak jest, nie ma się co przejmować.

Wieś żyje inaczej. Przez dwa dni wyjaśniałam, tłumaczyłam moim miastowym znajomym, że nic się nie stało to tylko niewielka awaria, sieć wróciła po dobie więc w sumie nic złego się nie stało … nikt nie zrozumiał.

Przyzwyczailiśmy się do szybkich odpowiedzi do bycia stale w kontakcie, do tego, że mamy pod ręką bazę danych i mapy i mnóstwo informacji o otaczającym nas świecie. Nawet pracę wykonujemy zdalnie. Korzystamy z dobrodziejstw XXI wieku i zapomnieliśmy jak to wszystko kiedyś bywało. A nie było wcale tak kolorowo i tylko jedno było fajne – mieliśmy mnóstwo czasu, który poświęcaliśmy na czekanie, na przejazdy bez gwarancji spotkania i na poszukiwania tego co niezbędne do życia jeżdżąc od sklepu do sklepu.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *