Przez 25 lat dorosłego życia nie potrzebowałam auta. Mieszkałam tuż pod przystankiem autobusowym i tramwajowym, a jakby coś się stało miałam do dyspozycji taksówki. Auto było mi zbędne i choć miałam prawo jazdy nigdy nie pomyślałam nawet o kupnie pojazdu.
Na wieś pojechałam bez auta. Serio serio. Przez 3 lata usiłowałam udowodnić sobie i innym, że auto nie jest mi potrzebne. Bo koszt benzyny, bo naprawy, bo skoro tyle lat żyłam bez tego to po co mi to teraz?
Na wsi żyje się inaczej. Po pierwsze – busy – jeżdżą jak chcą, kiedy chcą, bardzo szybko odkryłam że należy być 10 min przed czasem bo równie dobrze przyjadą po czasie jak i przed nim. Rozkład jazdy jest raczej umowną sugestią. W godzinach nadrannych (jak dla mnie) czyli od 5 do 7 starają się trzymać rozkładu, ale potem to już delikatnie mówiąc wolna amerykanka. Wracając do domu po 16 można się zdziwić, gdy żaden z busów nie zatrzyma się na trasie, lub gdy zatrzyma się mając tzw. nadkomplet i licząc, że wciśniecie się w niego jakby był z gumy.
29 km jedzie się ok 40 min autem (przestrzegając przepisów), ale busem to może być i ponad godzina. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że czekaliśmy na transport ok 20 min robi się 1,5 godziny, a biorąc pod uwagę że w samym Krakowie stoi się w korkach albo trzeba od granicy miasta przejechać jeszcze kolejne 20km do celu wtedy robi się 2,5h. Jeśli miałoby się w ten sposób docierać do pracy codziennie spędzałoby się w busie ok. 5h. Robi wrażenie. Czyli jak to jest – 29km jest blisko czy daleko?
Dla porównania 50km dojazdu pociągiem spod Wawy, do jej ścisłego centrum, zajmuje 30min… To może jednak 50km bywa bliżej?
Wieś zaskoczyła mnie również powodami, dla których trzeba pokonać te 29km. Na miejscu nie kupimy – niczego co można odnaleźć w sklepach typu market budowlany OBI – bo składy budowlane na wsi to głównie zaopatrzenie dla budowlańców, a nie dekoratorów wnętrz czy majsterkowiczów. Nie kupimy kwiatów doniczkowych – bo kwiaciarnie mają głównie kwiaty cięte i nagrobne wiązanki. Nie kupimy większości kosmetyków, a Rossmann może być w dużej odległości od naszej wsi, nie kupimy też książek, bo księgarnie na wsi mają jedynie zabawki i materiały do szkoły. Generalnie jeśli chcemy mieć wybór musimy jechać do miasta. A jeśli w owym mieście kupimy to czego nam na miejscu brakuje – musimy to jakoś do domu dotargać. Bez auta – bardzo trudna i ciężka sprawa.
Na wsi nie ma taksówek, uberów, wynajmu aut…. Słowem masz siebie i rodzinę (jeśli ją masz), a jak nie masz auta zostaje ci bus i tylko bus. Najczęściej nawet nie ma opcji PKS czy autobus podmiejski.
O ile rano możesz jechać Do miasta od 5 bez problemu, o tyle wyjazd do miasta po 20 dla wielu miejscowości jest niemożliwy. W mojej miejscowości nastąpił przełom, pojawił się autobus podmiejski odjeżdżający po raz ostatni o 23. Ale to wyjątek. Najczęściej jeździ pusty – bo mieszkańcy jeszcze nie nauczyli się, że może być przydatny. Skoro przez ostatnie 100 lat nie mogli wyjechać busem po 20:20 szybko się do takiej nowej możliwości nie przyzwyczają. Jeszcze gorzej wygląda powrót do domu. Z miasta wracać można do 22 – potem trzeba czekać do 7 rano.
Wszystko co tutaj opisałam to nic, w porównaniu z potrzebą socjalizacji. Jeśli poznamy kogoś na wsi, kto jest fajny i chcemy odwiedzić go w domu (knajp na kawę brak) to najczęściej nie ma opcji busa – bo Bus jeździ tylko główną drogą. Chcesz odwiedzić kogoś a nie masz auta – idziesz na piechotę. Życie towarzyskie bez auta tutaj nie istnieje. I tak oto po 3 latach poddałam się ogólnemu trendowi i stałam się kierowcą ….